Skrzętla jednak nie jest taka wredna
Od dawna nie było latania, a przynajmniej dobrego, w końcu 1 sierpnia prognoza wygląda dobrze, nie zastanawiam się dwa razy i załatwiam wolne. O 11 jesteśmy już na starcie w składzie Konrad, Andzia, brat Andzi Maciej i ja, później dojeżdza Perzu. Dobrze że byliśmy wcześniej po później warun siadł. Kolejki do startu nie ma, oprócz nas tylko trzech gości, nikt nie chce skoczyć na zająca. Godzina 12, dwóch śmiałków odpala i lecą na cycki (trzy małe górki na środku doliny) które powinny działać przy wschodnim wietrze, działa nieźle, wykręcają się. Startuję zaraz na Kondziem, zwykle chłop wiedział co robi. Tym razem też nie zawiódł, dość nisko dochodzimy na cycki ale jest komin, z początku trochę słaby, ale z każdą chwilą się rozpędza. Zawsze mi się wydawało że 3 m/s na skrzętli to szaleństwo a tu proszę, 4, 5 , 6 metrów. W ekspresowym tempie robimy podstawę, marną bo 1500-1600 i już jesteśmy w chmurach. Konrad jak zwykle tnie do przodu, znajduje coś na grani w kierunku Limanowej, więc dołączam do niego. Krakusy polecieli prosto na zachód, my lecimy bardziej na południe. Znajdujemy mocne noszenie w okolicach Wysokiego, ze trzy lata temu wykręcałem się prawie dokładnie w tym miejscu. Kondzio ginie mi chmurach, tradycyjnie nie mogę się z nim dogadać przez radio, za to słyszę pół Polski i byłych krajów demokracji ludowej. Lecę pod szlakiem prawie nie kręcąc, wysokość trochę lepsza ale szału nie ma. Konrad się znajduje, przed nami dolina Kamienicy, dosyć dużo cienia, koniecznie chcę podkręcić ile się da przed skokiem nad lasami, mam coś mocnego, a mój towarzysz skacze z małej wysokości. Ja łatwo dolatuję do dużej góry z nadajnikiem po drugiej stronie i tam czeka na mnie mocny komin, a Kondzio 500 metrów poniżej walczy w cieniu, w końcu tracę go z oczu i zostaję sam. Mam największą wysokość tego dnia, około 1900 metrów. Po lewej Gorce, prawdziwy przelotowiec na pewno poleciałby po górach, ale ja wymiękam, podstawa nisko i prognoza mówiła o silnym wietrze po południu. Lecę środkiem doliny, a właściwie szukam miejsca do lądowania. Na 1000 metrach znajduję słaby zwiewany kominek, bardziej dryfuję z wiatrem niż wykręcam, pomaga mi jakiś przyjazny jastrząb, jak przekładam kierunek krążenia to on też przekłada, fajny koleś. Po prawej mijam Rabkę, w Rabce dobrze by było wylądować ze względu na powrót, ale skoro niesie to cóż poradzić. Znów jestem na 1500, w oddali widać Babią Górę. Przesuwam się z wiatrem dość szybko, po kilku kilometrach znów udaje mi się coś podkręcić, potem jeszcze raz. Lecę wzdłuż drogi, dolina się zamyka, z gpsa wynika że za granią już niedaleko do Jabłonki i Chyżnego, a potem Słowacja. Jestem bardzo nisko, może mógłbym powalczyć na górkach z lewej, ale całkiem nie mam spręża, spodziewam się silnego wiatru przy ziemi i wyszukuję dużą łąkę.
Bezpiecznie przyziemiam w wiosce Spytkowice, prawie nie ma wiatru.
Gps pokazuje 60 km w linii prostej od startu, odległość jak na mnie niezła, mój najlepszy lot w Polsce, teraz widzę że chyba nikt dalej nie poleciał, ani ze Skrzętli ani ze Szczebla, gdzie było pół Krakowa, więc mam dodatkową satysfakcję 🙂
Konrad jednak się wykręcił z ciemnej doliny, przeskoczył grań i wylądował w okolicach wsi Poręba Wielka.
Powrót z przygodami, szybko jadę busikiem do N.Targu ale tam utknąłem na trzy godziny, dopiero o 18 udaje mi się wydostać do Krościenka gdzie czekają na mnie Andrzej z Maćkiem (dzięki) o 20 jestem w domu
No i o to chodzi macieju o to chodzi!!!Super lot, jeszcze lepszy opis!!!! Tak jak wspomniałem w sms-ie, dwa lata temu lecieliśmy w lepszych warunkach a nie poszło tyle km. Coraz lepiej się dogadujesz z glajtem, zastanawiam sie w jakim miejscu będę ze swoim lataniem, gdy wrócę/jeśli wrócę w powietrze. A poki co szacun…
Maciejuu gratulacje ,ja też tak chcę
fajny lot super